Czy slow life wyklucza działanie? Jak spędzić fajne święta w drodze i uniknąć przedświątecznej gorączki opowiada Martyna Niedzielska z bloga Życie w rytmie slow. Dla miłośników kulinariów Martyna zdradza, jak przygotować wegańskie Boże Narodzenie i o swoim e-booku wegańskim.
Zacznijmy, czym dla Ciebie dla jest slow life? Wiele osób uważa, że jak jesteś aktywna i nie przeznaczasz codziennie pół godziny na kawę, to nie jesteś slow.
Slow life to nie jest życie w żółwim tempie. To dla mnie uważne życie życie w zgodzie ze sobą. To bycie tu i teraz, złapanie chwili oddechu w pędzącym świecie. To dbanie o relacje. Świadomy czas spędzony z najbliższymi bez grającego w tle radia czy telefonu w garści. Slow life to też ekologia oraz zwracanie uwagi na to, co jemy.
W moim życiu dużą część zajmują także podróże, które od lat są właśnie podróżami slow. Sama jestem bardzo aktywna. Mój kalendarz pęka w szwach od planów i pomysłów, ale najważniejsze to umieć się zatrzymać. Wyłączyć. Trzeba nauczyć się odpoczywać od bodźców, bo w dzisiejszym świecie jest ich zdecydowanie zbyt wiele.
Kiedy zainteresowałaś się ideą slow life i jak wyglądały Twoje początki? Jakie zmiany w swojej codzienności najpierw wprowadziłaś?
Moja historia ze slow life zaczęła się po wyprowadzce z Chin. Po czterech latach przenieśliśmy się z szalonego chińskiego miasta na niemiecką wieś do domu pod lasem. Tak chcieliśmy, tego nam było wtedy trzeba. Naturalnie zwolniliśmy, co pozwoliło nam dostrzec świat dookoła. Długie spacery, kontakt z naturą, joga, zdrowa kuchnia, zakupowy minimalizm. W międzyczasie nauka siebie, zaglądanie w swoje wnętrze, rozmowa ze sobą. Ja odłączyłam się od "medialnej sieczki" i negatywnych wiadomości. Nigdy nie wkładałam mojego życia w żadne ramy, wszystko wyszło spontanicznie, a potem okazało się, że to ma swoją nazwę. Żyję w rytmie slow. Robię to, co sprawia mi frajdę. Odcinam się od złych emocji. Spełniam swoje marzenia. Jestem szczęśliwa.
Co sądzisz o przygotowaniach do świąt i przedświątecznej gorączce? Czy Twoim zdaniem uda nam się wreszcie zerwać z podejściem "idą święta - trzeba zakasać rękawy i zrobić wszystko idealnie"?
Chciałabym, żeby ten czas kiedyś nastąpił. Niepotrzebnie nakładamy na siebie tyle stresu. To powinien być czas radości, spokoju, tymczasem my, zamiast cieszyć się ze wspólnych chwil, ze spotkania, z bycia razem, martwimy się o kurz pod telewizorem, niewystarczającą ilość ciasta na stole czy prezenty pod choinką. Myślę, że naszym rodzicom może być trudniej odejść od świątecznego, utartego schematu, ale mam też wrażenie, że coraz więcej osób z naszego pokolenia idzie właśnie w stronę świąt w rytmie slow. To mnie cieszy.
Od paru lat spędzasz Boże Narodzenie w drodze. Co Cię do tego skłoniło i jak wyglądały Wasze pierwsze święta w podróży?
Wyszło to bardzo naturalnie. Kiedy mieszkaliśmy w Chinach, nie chcieliśmy wracać do Polski na święta, bo mieliśmy zapewniony tylko jeden lot do roku, a o wiele przyjemniej było wykorzystać go w czasie wakacji. Kilka lat z rzędu nie byliśmy więc w Polsce na Boże Narodzenie. Okazało się wtedy, ku naszemu zaskoczeniu, że święta mogą być inne. Spokojne.
Kiedy wróciliśmy, od razu pierwsze święta spędziliśmy w podróży. Wybraliśmy wtedy Londyn. To był przemyślany ruch. Nie chcieliśmy, żeby rodzina pomyślała, że kiedy byliśmy w Azji nie przyjeżdżaliśmy z oczywistych przyczyn, ale jak już jesteśmy "na miejscu", to będziemy w domu na każde Boże Narodzenie. To był najtrudniejszy moment, te pierwsze święta po powrocie właśnie, a później już wszyscy przyzwyczaili się, że z nami to tak różnie bywa. Raz jesteśmy, raz nie, a innym razem jedynie "przelotem". Do tego dążyliśmy, żeby nie było dramatu, kiedy będziemy chcieli spędzić święta po swojemu.
Bardzo lubię podróżować w tym czasie. Świat się trochę inaczej kręci, jeśli nie zajmujesz się przygotowaniami, a jedynie obserwujesz krzątaninę z boku. Wiele atrakcji jest wtedy zamkniętych, dlatego nie ma aż tylu turystów. Pamiętam, że kiedy dwa lata temu byliśmy we Włoszech, cieszyliśmy się niemal pustym Rzymem. Świadomie nie pojechaliśmy tam na Boże Narodzenie (to spędziliśmy w puściutkich Pompejach), a zaraz po. Bożonarodzeniowi goście wracali już do domów, a noworoczni nie zdążyli jeszcze dotrzeć. Było fantastycznie!
To była nasza świadoma decyzja, by spędzać świąteczny czas w taki sposób, więc nigdy nie było mi smutno, że nie jestem przy wigilijnym stole z rodziną. Poza tym kiedyś święta to było święta właśnie - suto zastawiony stół zdarzał się tylko kilka razy w roku, wielkie spotkania z rodziną, która zjeżdżała z daleka po długim czasie, itd. Dziś, w czasach dobrobytu jest trochę inaczej. Pierogi, bigos czy barszcz możemy zjeść nawet w środku lata. Nie ma też już takich świątecznych spotkań. Każdy gna spieszy się z domu do domu, z kolacji na kolację. Bardzo tego nie lubię, Zdecydowanie preferuję czas z bliskimi w innym terminie, bez tego chaosu panującego wokół.
Muszę jeszcze zapytać o... Twoje menu świąteczne. Czy zatem przygotowujesz roślinne wersje tradycyjnych dań?
Kiedy mieszkaliśmy w Chinach i spędzaliśmy tam święta z naszymi przyjaciółmi, każdy stawiał na stole coś ze swojego kraju. U nas oczywiście królowały zawsze pierogi. Będą w drodze jemy lokalnie i tak jak, to jest na wakacjach, nie ma znaczenia, nie ma znaczenia, że są akurat święta. Jeśli jesteśmy u rodziców, jemy wegetariańsko i tradycyjnie. Wigilia i tak jest bezmięsna, więc nie ma z nami kłopotu. A święta, które rodzice spędzali u nas były niemal w pełni wegańskie. Był wegański keks, piernik, kapusta z grochem, zupa grzybowa i oczywiście pierogi, czyli po prostu wegańskie odpowiedniki tradycyjnych potraw, które są równie smaczne. Ba, moja teściowa w te święta na swój stół stawia wegański keks, który tak bardzo zasmakował jej u nas w tamtym roku.
Skoro jesteśmy przy kulinariach, to czy planujesz wydanie własnej książki, może e-booka z przepisami? Na swoim blogu dzielisz się przepisami na roślinne dania, a na Instagramie popularnością cieszył się Twój cykl #gotujzmartyną.
Cykl #gotujzmartyną ma swoją grudniową przerwę, bo dużo dzieje się w tym czasie, ale wracamy od stycznia. I tak! strzeliłaś się z tym pytaniem idealnie! Wegański e-book jest już prawie gotowy. Będzie w nim aż 30 potraw z naszej kuchni - 10 dań głównych, 10 pożywnych zup i 10 przepisów na sałatki. Wszystko proste, smaczne i rozgrzewające, idealne na ten zimowy czas. Mam nadzieję, że sprzedaż ruszy już w styczniu.
Czy zdradzisz swoje plany związane z blogiem? I czy planujesz prowadzić swój kanał na YouTube? Przyznam, że sama chętnie oglądałabym filmy z miejsca, w którym mieszkasz (jest tam pięknie!), z podróży, również camperem, jak również o Waszych przygodach z trójką psów.
Dziękuję! To prawda, nasze okolice na południu Niemiec są przepiękne. Taki prezent od losu, że rzucił nas do takiej bajecznej krainy.
Planów jest cała masa! Doba ma tylko, niestety, 24 godziny, a należę do tych osób, którym głowa pęka od nowych pomysłów. Nie lubię jednak zdradzać zbyt wiele przed wcieleniem ich w życie. Zawsze boję się, że zapeszę. Mam nadzieję, że w 2021 roku będzie się działo! YouTube jest jednak na szarym końcu mojej wyliczanki. Wydaje mi się, że tworzenie filmów jest zdecydowanie zbyt pracochłonne, instagramowe stories są łatwiejsze, ale nigdy nie mów nigdy...
Martyna dziękuję za rozmowę, czekam na premierę e-booka i nowe projekty blogowe.