Czasami przychodzi moment, gdy zaczynasz zatracać się w tym, co robisz. Zamiast chodzić uprawiasz marszobieg. Angażujesz się zapominając o sobie. Zaskakujesz innych dając ciągle coś od siebie. I w końcu nadchodzi moment, gdy zaczynasz zastanawiać się, gdzie tak naprawdę w tym wszystkim jesteś Ty.
Aż zaczynasz uświadamiać sobie, że czas wrócić "do korzeni", do tego, by zacząć dbać o siebie, jak o najlepszą przyjaciółkę bez przejmowania się, co inni powiedzą. Czasami potrzebujesz spokojnej rozmowy z kimś, kto to tobie uświadomi, a czasami sytuacji, która podziała, jak "zimny prysznic" i w końcu stwierdzisz, że... wystarczy.
Granica
Wystarczy zabiegania o relacje, w których nie czujesz się komfortowo. Wystarczy tłumaczenia się z tego, co i jak robisz. Nieustannego wychodzenia z inicjatywą, gdy ponosisz koszt niewspółmierny do tego, co dajesz od siebie. Podobno to kobiety są mistrzyniami stawiania siebie na jednym z ostatnich miejsc, bo "matka siedzi z tyłu". Świetne w troszczeniu się o innych, a niekoniecznie o siebie. Znające i rozumiejące wyświechtane powiedzenie "maskę najpierw załóż sobie", a i tak zadbanie o swój dobrostan przychodzi im trudno. W ostatnich tygodniach, a może miesiącach, stałam się świetnym tego przykładem. Ciągle w pośpiechu, biegnąca na przystanek, żeby zdążyć po dzieci do przedszkola. Robiąca wszystko szybko, próbując jednocześnie nie popełnić błędu i nikogo przy tym nie urazić.
Kiedy ciało mówi nie
Gdy każdy dzień jest intensywny, żyjesz w ciągłym napięciu, to w pewnym momencie zaczyna odbijać się to na zdrowiu i formie. Stajesz przed lustrem i zauważasz poszarzałą twarz. Twoja świetna waga z dodatkowymi funkcjami pomiaru, na przykład poziomu tkanki tłuszczowej czy nawodnienia, wskazuje w aplikacji, że na niemal każdym wykresie w tych pomiarach znajdujesz się na czerwonym miejscu lub blisko niego. Twoje spięte ciało co jakiś czas przypomina, żebyś zwolniła. Wyjście na masaż raz w miesiącu działa niczym "łatanie koszuli" - przynosi chwilową ulgę, ale nie rozwiązuje problemu. Tabletki przeciwbólowe czy przeciwzapalne działają tylko przez jakiś czas, a dolegliwości wracają. Wszystko z tobą jest dobrze - po prostu zapomniałaś o tym, co najważniejsze - zadbaniu o siebie. Twoje ciało zaczyna coraz bardziej upominać się, żebyś zatroszczyła się o nie.
Wysyła coraz mocniejsze sygnały, żebyś wreszcie zatrzymała się, bo "żołądek pełen lekarstw i koszula łatana" za długo nie wytrzymają.
Dlaczego tak trudno jest zwolnić?
Dlaczego dbanie o własny dobrostan nadal stawiane jest na ostatnim miejscu (oczywiście nie przez wszystkich). Silne bóle głowy, parestezje (uczucie "drętwienia", na przykład twarzy) czy ból pleców z przeciążenia i nerwów powszechnie zdają się być uznawane za coś normalnego. Co ciekawe, gdy zaczynasz stawiać granice w relacjach, przestajesz pić alkohol - również okazjonalnie, rezygnujesz z makijażu - jesteś uznawana za kogoś dziwnego. Tylko dlatego, że postępujesz inaczej, "nie wpisujesz się" w ogólnie przyjęte schematy. Jednak, czy to że coś jest powszechnie uznawane za "normalne" musi oznaczać, że wszyscy mają obowiązek robić to samo?
A gdyby tak przestać zastanawiać się, co sobie inni pomyślą? Gdyby tak działać w zgodzie ze sobą? Ty najlepiej wiesz, co jest dla ciebie dobre. Wiesz, po jakim jedzeniu źle się czujesz, więc dlaczego sięgasz po nie, bo ktoś patrzy na ciebie jak na dziwadło, gdy odmawiasz, lub pozwala sobie na nieprzyjemne komentarze?
Może nadszedł moment, by powrócić do rozwiązań i działań, które były korzystne właśnie dla ciebie? Do stylu odżywiania, który sprawiał, że nie bolał cię brzuch, miałaś więcej energii. Do ćwiczeń, dzięki którym mogłaś wejść na piąte piętro bez zadyszki. A co najważniejsze, by na nowo praktykować wszystko to, co dawniej pozwalało ci cieszyć się dobrą kondycją fizyczną, dobrym samopoczuciem. Do codzienności pozbawionej bólu pleców, mięśni barków, brzucha. Do dni, w które spokojnie wracałaś do domu z dziećmi, zjadaliście obiad i dopiero szliście na zajęcia dodatkowe lub do biblioteki.
Gdyby tak wrócić do... troszczenia się o siebie, o swoje ciało. Już czas.