Na wstępie chciałabym napisać, że jest to niezwykle ważny i odważny dla mnie tekst, przy pisaniu którego musiałam "wyjść ze strefy komfortu". Ten blog jest jednak o świadomym, wolniejszym życiu i uważności, a samoświadomość i akceptacja siebie są kluczowe, by czuć się szczęśliwym i żyć naprawdę świadomie. Dlatego też stworzyłam taki mini przewodnik sprawdzonych metod, jak pokochać siebie. W tym miejscu chciałabym także podziękować moim dwóm przyjaciółkom, które wykonały ogrom pracy w ostatnich latach próbując wytłumaczyć mi, że to wszystko, co robię ma sens i wartość.
Odkąd pamiętam chyba nie było świąt czy rodzinnego spotkania podczas których ktoś nie skomentowałby tego, jak wyglądam. Czasami ocenie podlegało także to, co robię. Nie były to złośliwe komentarze, ale mimo tego skutecznie podkopywały moją pewność siebie i samoocenę. Podobnie było z opiniami oraz komentarzami osób, z którymi nie łączyły mnie bliższe relacje, np. w szkole, na studiach czy w pracy. Zupełnie niepotrzebnie przejmowałam się tym, co ktoś powiedział, a poddając daną opinię wielokrotnym analizom dochodziłam do wniosku, że ta osoba chyba faktycznie ma rację i nie powinnam angażować się w dany projekt, bo "nie dam rady", "nie nadaję się", "za mało wiem i umiem". Te wszystkie sytuacje i opinie dla osoby wysokowrażliwej (czy nadwrażliwej) sprawiały, że ciągle czułam się niewystarczająco dobra, a w efekcie sama sabotowałam swoje działania. W ten sposób zaprzepaściłam wiele szans i okazji na fajne projekty, współprace czy nawet na wydanie książki. Podobnie bardzo długo myślałam o moim blogu, o którym od niedawna wie garstka znajomych.
Nie mam 90 cm w biodrach, nie założyłam na macierzyńskim firmy, nie mam idealnie wymuskanego mieszkania i... pierwszy raz od dawna czuję się dobrze z tym, co mam, co osiągnęłam. Wolę żyć w zgodzie ze sobą niż spełniać wymagania innych. Robić wszystko w swoim tempie. Chodzić w sukience z lumpka, biegać boso po mokrej trawie, skakać do basenu bez przejmowania się fałdką na brzuchu, pisać bloga bez zastanawiania się co pomyślą o nim rodzina i znajomi, śpiewać Beyonce podczas gotowania, tańczyć do latynoskiej muzyki i cieszyć się każdą chwilą. Być tu i teraz bez tych wszystkich doskonałości.
Nie mam 90 cm w biodrach, nie założyłam na macierzyńskim firmy, nie mam idealnie wymuskanego mieszkania i... pierwszy raz od dawna czuję się dobrze z tym, co mam, co osiągnęłam. Wolę żyć w zgodzie ze sobą niż spełniać wymagania innych. Robić wszystko w swoim tempie. Chodzić w sukience z lumpka, biegać boso po mokrej trawie, skakać do basenu bez przejmowania się fałdką na brzuchu, pisać bloga bez zastanawiania się co pomyślą o nim rodzina i znajomi, śpiewać Beyonce podczas gotowania, tańczyć do latynoskiej muzyki i cieszyć się każdą chwilą. Być tu i teraz bez tych wszystkich doskonałości.
W końcu jestem bliżej siebie. W końcu czuję wewnętrzny spokój i harmonię. Prostota, slow life, wege i minimalizm to takie moje drogowskazy. Po tych wszystkich doświadczeniach i pracy nad sobą na wielu płaszczyznach stworzyłam mini przewodnik, w którym dzielę się działaniami w kilku obszarach dzięki którym nasza samoocena może być lepsza niż dotychczas.
Mini przewodnik jak pokochać siebie
Wsparcie psychologa
Niewątpliwie ogromny wpływ na zmianę postrzegania siebie miała praca z panią psycholog Martą Zielińską z Pracowni Harmonia, z którą odbyłam kilka godzin rozmów. Jeśli zastanawiacie się nad rozmową z psychologiem, to szczerze polecam Panią Martę, która jest niezwykle ciepłą, miłą i kompetentną osobą, a co ważne w obecnej sytuacji, prowadzi także konsultacje online.
Podczas naszych spotkań być może nie było widać znaczących postępów i zmian, ale każde z tych spotkań było dla mnie niezwykle ważne, cenne, a niektóre przełomowe. Zdarzyło się, że po wyjściu z gabinetu targało mną tak wiele emocji, że musiałam trochę pospacerować i ochłonąć zanim wróciłam do domu. Musiałam przemyśleć to wszystko, co usłyszałam i do jakich wniosków doszłyśmy. Od Pani Marty usłyszałam tak wiele ciepłych słów, które niejednokrotnie wzruszyły mnie. Nie były to pochlebstwa mające mi poprawić humor, ale szczere opinie dotyczące wielu aspektów, które do tej pory pamiętam i dzięki którym zaczęłam doceniać siebie.
Pod wpływem tych wszystkich rozmów z moją panią psycholog zaczęłam uciszać tego wewnętrznego krytyka w mojej głowie, myśleć o sobie lepiej i doceniać siebie. W końcu zaczęłam dostrzegać, jak wiele potrafię robić. Zamiast skupiać się na niedoskonałościach i wyszukiwać sobie kolejne powody do zmartwień i zaniżania swojej samooceny zaczęłam doceniać siebie i działać. Ostatnie miesiące, tygodnie były szczególnie intensywne dla mnie w pracy nad swoją samooceną.
Sport i zdrowe odżywianie
Wiele razy czytałam i słyszałam, że aktywność fizyczna ma zbawienny wpływ na psychikę i samopoczucie. Niby to oczywiste i chyba wszyscy o tym wiemy, a jednak z regularnością ćwiczeń bywa różnie. Co prawda, biegałam 1-2 razy w tygodniu, spacerowałam, ale nic poza tym nie robiłam. Nie zwracałam także za bardzo uwagi na dietę. Niektórzy z Was wiedzą, że pasjonuję się zdrowym odżywianiem i wpływem diety na zdrowie, wiem jaki sposób odżywiania jest dla mnie najkorzystniejszy, a mimo tego na kilka miesięcy robiłam wiele przeciwko sobie w kwestii diety. Podsumowując dogadzałam sobie i jadłam produkty, które mój organizm źle toleruje. Przez to wszystko nie czułam się dobrze fizycznie, co przekładało się także na niezbyt najlepszą formę psychiczną i postrzeganie siebie.
Wprowadzenie konkretnych zmian w diecie, a raczej powrót do dawnego sposobu odżywiania, oraz regularna aktywność fizyczna sprawiły, że moja samoocena znacznie poprawiła się. Rozkładanie maty kilka razy w tygodniu i ćwiczenia potrafią zdziałać cuda, nie tylko w kwestii wyglądu. Od jakiegoś czasu ćwiczę przede wszystkim po to, by poczuć się dobrze, dla tych endorfin po treningu, a także by wyciszyć się. O tych ćwiczeniach, które są dostępne za darmo na YouTube napisałam w artykule "Jak zadbać ekonomicznie o dobrą formę i nastrój w domu".
Praktyka wdzięczności i uważności
Od paru tygodni codziennie wieczorem, gdy leżę już w łóżku, a w domu panuje błogi spokój i cisza, zamykam oczy i przypominam sobie te wszystkie dobre rzeczy, które wydarzyły się. Czuję wdzięczność za czas spędzony z chłopcami, gotowanie przy muzyce latino, dzięki czemu przypominają mi się cudowne tygodnie spędzone na Wyspach Kanaryjskich. Za wspólne posiłki, czytanie przez kilka godzin bajek z chłopcami i wszystkie rozmowy z mężem. To tylko przykłady, bo każdego dnia doświadczamy czegoś nowego, jak dzisiaj rano, gdy mój mały chłopczyk uściskał mnie, bo przyniosłam z piekarni rogaliki francuskie na śniadanie, których nie jadł od tygodni. Dla niektórych mogą to być błahostki. Kiedyś też tak myślałam, aż zaczęłam dostrzegać te drobne rzeczy i cieszyć się nimi. I uwierzcie, dzięki temu naprawdę zaczęłam częściej odczuwać radość i szczęście. Bo szczęśliwym się bywa, a na to poczucie szczęścia składają się nie wielkie wydarzenia z fajerwerkami, ale takie proste zdarzenia. Trzeba tylko nauczyć się je dostrzegać i być na nie uważnym.
Przyjemności (bez wyrzutów sumienia)
Moja bliska przyjaciółka wiele razy próbowała mi wytłumaczyć, żebym trochę zaczęła odpuszczać, ale minęło sporo czasu zanim zmieniłam swój model działania. Nie chodzi wcale o lenistwo i osiadanie na laurach, ale o to, by nie nakręcać się i nie podnosić sobie każdego dnia poprzeczki jeszcze wyżej. Nie czytać każdego dnia książki tylko w celach nauki, ale czasami także dla przyjemności. By nie spędzać każdego wieczoru na przerabianiu kolejnych lekcji z kursu internetowego, ale by czasami zrobić coś, co będzie po prostu relaksem. Nie zawsze musi to być ambitny film, a po prostu komedia. Zamiast Michela Buble - radosne piosenki Shakiry. Na wszystko jest czas i warto znaleźć w tym balans.
Slow Life Studio
Niewątpliwie nie bez znaczenia jest to, co wydarzyło się odkąd zaczęłam pisać bloga. O Slow Life Studio od niedawna wie garstka moich znajomych, a przede mną ważny moment wyjścia z własnej strefy komfortu i powiedzenia kolejnym osobom z bliskiego mi otoczenia o blogu. Wcześniej bardzo przejmowałam się opiniami innych, tym co pomyślą o Slow Life Studio. Jednak odkąd ten blog istnieje wydarzyło się tak wiele pozytywnych rzeczy. Poznałam wyjątkowe osoby, które cenię, a z niektórymi miałam okazję współpracować. Usłyszałam tak wiele pozytywnych słów od Was - Czytelników, a także obserwatorów Slow Life Studio na Instagramie i Facebooku (zapraszam do śledzenia:), że zaczęłam w końcu dostrzegać, że to co tutaj robię ma dla wielu osób sens i wartość. Dziękuję Wam za każdy przeczytany artykuł, komentarze tu na blogu, ale też na Instagramie i Facebooku. Za wszystkie wiadomości, udostępnienia i polubienia w mediach społecznościowych. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. A kiedy dostaję od Was wiadomości, że to co napisałam zainspirowało kogoś do zmiany, że zaczął doceniać to co ma, żyć bardziej minimalistycznie i wolniej, to czuję ogromną radość i wdzięczność.
Przeszłam bardzo długą drogę, by czuć się dobrze ze sobą i wiem, że praca nad samooceną to proces, który nie zakończy się pewnego dnia. Każdy z nas w swoim życiu niejednokrotnie zetknie się z krytyką, przykrymi działaniami innych czy zdarzeniami, które zachwieją wiarą w siebie i swoje możliwości. Jednak mając solidne podstawy i samoocenę, która nie jest zaniżona będzie łatwiej wówczas przetrwać.
Przeszłam bardzo długą drogę, by czuć się dobrze ze sobą i wiem, że praca nad samooceną to proces, który nie zakończy się pewnego dnia. Każdy z nas w swoim życiu niejednokrotnie zetknie się z krytyką, przykrymi działaniami innych czy zdarzeniami, które zachwieją wiarą w siebie i swoje możliwości. Jednak mając solidne podstawy i samoocenę, która nie jest zaniżona będzie łatwiej wówczas przetrwać.