Gdybym Ci kiedyś powiedziała...
Gdybym Ci powiedziała, że czasami wracam do domu ze łzami w oczach, mając nadzieję, że mijające mnie osoby pomyślą, że to przez wiatr.
Gdybym wspomniała, że te wszystkie troski i problemy stają się miałkie, gdy przekraczam próg przedszkola, żeby przytulić się do moich synków. Spojrzeć na ich roześmiane buzie, zmierzwić rozczochrane włosy i obejrzeć plik kolejnych rysunków.
Gdybym Ci powiedziała, że mimo wszystko biegnę w botach na obcasie przez ulicę (oczywiście na zielonym świetle) trzymając synków za ręce, aby zdążyć na autobus z ich ulubionym numerem.
Gdybym powiedziała Ci, że w taki ponury listopadowy dzień z ulgą i wdzięcznością wyjmuję z lodówki garnek wypełniony zupą cebulową na białym winie według przepisu z ulubionej książki z przepisami kuchni francuskiej. Jak to zupa smakuje! I to zapiekana z grzankami z serem cheddar i świeżo zmielonym pieprzem.
Gdybym powiedziała, że mimo że jedyne o czym marzę w takie dni, to położyć się pod kocem i zapomnieć o wszystkim. Nic nie robić, nie boksować się z życiem, ale te plany niweczy wołanie synków, żeby zbudować z klocków pałac.
Gdybym powiedziała, że to wspólne budowanie z klocków i śpiewanie piosenek z bajki o Vaianie to najmilsze chwile tego dnia?
Gdybym wspomniała, że z wdzięcznością przytuliłam się do męża, że pojechał z chłopcami na basen, abym mogła pobyć sama w ciszy.
Gdybym powiedziała, że mnie też dopadają dni, kiedy silniej odczuwam emocje. Dni w które z trudem dostrzegam, że to czym się denerwuję to... nic wielkiego. Ot, kolejne zadanie, które w obliczu prawdziwych problemów staje się błahostką. I chociaż wkładam w nie ogrom zaangażowania i pracy, to być może za kilka lat nawet nie będę o tym pamiętać.
Gdybym powiedziała, że u mnie także niektóre dni wyglądają niczym bieg maratoński. Czasami harmonogram dnia jest dopracowany w najdrobniejszych szczegółach i nie ma mowy o spóźnieniach.
Gdybym powiedziała, że czasami mam ochotę uciec do chatki w lesie, całymi dniami czytać książki, spacerować, pisać i gotować pyszne dania.
Później jednak z tej być może utopijnej wizji życia na odludziu dochodzę do wniosku, że nie jest tak źle z tym moim życiem. Mam wszystko, co niezbędne do przetrwania, a nawet więcej. Żyję swoimi marzeniami - realizuję je. Może nie w spektakularnym tempie, może nie o każdym przeczytasz tu, na blogu czy na Instagramie.
Gdybym Ci powiedziała, że mimo tych słabszych dni, kiedy wydaje mi się, że już dłużej nie dam rady, te drobne gesty ze strony bliskich osób sprawiają, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
Gdybym Ci powiedziała, że później siadam przy biurku z kubkiem herbaty i spoglądam na kolorową wyklejankę, która nad nim wisi - moja mapa marzeń. Przyglądam się dokładnie każdemu zdjęciu, każdemu napisowi i ze łzami w oczach uśmiecham się. Jest dopiero listopad, a większość z tych rzeczy zrobiłam. Żyłam tak, jak chciałam i wiem, że to jeszcze nie wszystko.
Gdybym Ci powiedziała, że ten jeden epizod, ten jeden dzień niewiele znaczy wobec ogromu fantastycznych rzeczy, jakie robisz. I tak, prawdziwa, francuska zupa cebulowa też jest jedną z nich.
0 komentarze