Co zrobiłabyś, gdybyś miała weekend tylko dla siebie?
Co zrobiłabyś, gdybyś miała cały weekend tylko dla siebie? Gdybyś mogła spokojnie wypić ciepłą kawę w kawiarni w parku patrząc na kolorowe liście na drzewach kontrastujące z błękitem nieba?
Gdybyś mogła w końcu przeczytać artykuły ze swoich ulubionych magazynów, które obiecałaś przekazać koleżance?
Gdybyś mogła bez pośpiechu zrobić sobie domowe spa i chodzić w pidżamie w porze dobranocki?
Gdybyś mogła bez wyrzutów sumienia czytać przez kilka godzin książkę?
Co zrobiłabyś, gdybyś miała weekend tylko dla siebie?
Jak spędzić slow weekend?
W ostatni weekend mój mąż wraz z synkami pojechał do babci na wieś, dzięki czemu miałam całe dwa dni tylko dla siebie. Gdy tylko ten pomysł pojawił się kilka tygodni wcześniej, pierwsze co pomyślałam, to że gdzieś pojadę. Może w końcu dotrę do Lublina, w którym nie byłam od czasów liceum? Wynajmę urocze mieszkanko lub pokój na Starym Mieście. Zjem coś pysznego w słynnej Trybunalskiej, a później będę bez celu chodzić po Starówce robiąc mnóstwo zdjęć.
Może Lublin zostawię sobie na wiosnę, a teraz zapiszę się na jakieś warsztaty? Ceramika? Joga twarzy?
W końcu jednak stwierdziłam, że to czego naprawdę mi trzeba, to odpoczynek i to w zaciszu własnego domu. Oczywiście, że miałam ambitne plany, aby dokończyć wreszcie kurs, który zaczęłam. Wyobrażałam sobie, ile to artykułów napiszę na bloga, że pójdę pobiegać po miesiącach przerwy... Mogłabym tak długo jeszcze wyliczać.
Z tych ambitnych planów nic nie zrealizowałam. Zamiast tego spędziłam fantastyczne dwa dni w rytmie slow. Wszystko robiłam bez pośpiechu i nerwowego zerkania na zegarek. Oczywiście najpierw sprzątnęłam i umyłam okna - być może ostatni raz w tym roku. Im mniejszy rozgardiasz mam w domu, tym lepiej czuję się w nim. Jestem bardzo dumna z minimalizmu, który udało nam się w ostatnich latach wypracować, dzięki czemu sprzątanie nie zajmuje pół dnia.
Popołudnie spędziłam z przyjaciółką w... domu. Żadna z nas nie miała ochoty na wycieczki do knajp. Zamówiłyśmy sushi i ramen i przegadałyśmy kilka godzin na przeróżne tematy. W końcu miałyśmy ku temu okazję. Nikt nas nie wołał, nie ocierałyśmy łez płynących po policzkach, nie obserwowałyśmy żuków gnojarzy, ani nie budowałyśmy z klocków. To był czas tylko dla nas, którego mamy tak niewiele odkąd obie zostałyśmy mamami pracującymi na cały etat.
Mimo że na regale czeka stosik książek wypożyczonych z biblioteki, to weekend spędziłam na czytaniu artykułów z kilku numerów mojego ulubionego miesięcznika, które obiecałam przekazać koleżance (dzielenie się jest fantastyczne!).
W trosce o dobrostan
Niedziela była jeszcze spokojniejsza. Pijąc jaśminową herbatę (uwielbiam!) wpatrywałam się w złote i brązowe liście, które nie spadły jeszcze ze starych dębów rosnących naprzeciwko naszego okna. Zastanawiałam się nad kolejnym krokiem w moim nowym projekcie, który potrwa kilka miesięcy. Ponownie zadałam sobie pytania, czego teraz najbardziej mi potrzeba, czego chcę. Okoliczności są zupełnie inne niż jeszcze dwa miesiące temu i tak bardzo nie chcę teraz robić czegoś kosztem swojego zdrowia. Ten spokojny poranek sprzyjał rozważaniom co dalej, co jest priorytetem, na czym chcę skupić się. Szczerze polecam Wam takie chwile spędzone w ciszy, bez pośpiechu, bez zerkania na zegarek. Wtedy można dojść do ciekawych wniosków i zweryfikowania, czy kierunek działań, który obraliśmy jakiś czas temu nadal jest dla nas interesujący i odpowiedni.
Wracając jednak do slow przyjemności tego weekendu, to niewątpliwie cudowne chwile spędziłam w parku oddalonym od mieszkania zaledwie o kilkaset metrów. Jest on niewielki i jego okrążenie zajmuje bodajże dziesięć minut, ale możliwość pójścia do niego w słoneczny, jesienny dzień była cudowna. Po spacerze usiadłam przy jednym ze stolików ustawionych przed kawiarnią. Piłam ciepłą kawę, spoglądałam na złote liście kontrastujące z błękitem nieba. Patrzyłam jak życie tętni w tym parku. Jak chętnie mieszkańcy korzystają z niego, mimo że jest niewielki. Przy okazji przeczytałam lokalną gazetę naszej dzielnicy, z której dowiedziałam się chociażby o ciekawych wydarzeniach kulturalnych. Czy można chcieć czegoś więcej?
Odpoczynek - nowy luksus?
Kiedyś Brene Brown powiedziała, że zatrzymanie się i odpoczynek wymagają odwagi w świecie, który kultywuje bycie ciągle zajętym. Często wydaje nam się, że jeszcze zdążymy odpocząć. Pracujemy nad dobrobytem materialnym, podnoszeniem kompetencji, zdobywaniem wiedzy, a zadbanie o swoje zdrowie, w tym psychiczne, odkładamy na później. Każdy z nas ma inną sytuację i inne możliwości, ale też każdy potrzebuje czasu na sen i regenerację. Aż za dobrze wiem, ile kosztuje leczenie i jak łatwo można było go uniknąć dając sobie przyzwolenie na leniwe poranki w weekend, na odpuszczenie pewnych projektów i spokojniejsze działanie.
Po tych dwóch dniach spokojnie spędzonych w domu czuję się fantastycznie. Wszystkie "zawieszone" projekty jeszcze zrealizuję, a teraz skupię się na tym najważniejszym - swoim zdrowiu.
1 komentarze
Gdybym miałam jeden cały weekend dla siebie to z pewnością wyjechałabym do Amsterdamu. Czytałam na https://beneluks.pl/, jakie tam są atrakcję i nie mogę przestać myśleć o tym miejscu. Chciałabym tej wiosny tam wyskoczyć na city break. Może mi się uda :)
OdpowiedzUsuń