Nietypowe i najspokojniejsze święta, za które jestem wdzięczna

Minione Święta Wielkanocne były nietypowe i nie jest to nic odkrywczego. Media społecznościowe i blogi wręcz zalała fala zdjęć z tabletami i telefonami na których można było zobaczyć video konferencje z bliskimi. Przeczytałam wiele komentarzy, że to smutne i dziwne święta, a dla mnie były... jednymi z najlepszych.




Nie, nie zwariowałam. Naprawdę myślę, że były to całkiem niezłe święta. Oczywiście, że chciałabym spotkać się z bliskimi zamiast rozmawiać podczas video konferencji. Wolałabym pójść na spacer i patrzeć, jak chłopcy beztrosko biegają po podwórku u dziadków, a nie ukradkiem wymykać się na balkon, żeby tylko dzieci nie zobaczyły. Oprócz ogólnonarodowej kwarantanny my od paru dni mamy również swoją z powodu wzmożonej alergii synka, także gra w piłkę w naszym małym ogródku też jest zabroniona. Jednak mimo tych wszystkich ograniczeń pierwszy raz od paru lat nie czuję się zmęczona świętami. Zupełnie nie brakowało mi spędzania całego dnia przy stole z przerwą na krótki spacer, bo trzeba się poruszać, bo przecież jeszcze tort, kolacja i mnóstwo jedzenia. Nie brakowało mi oglądania wszystkich odcinków "Znachora", którego zawsze mój teść włączał ku radości mego męża. Nie brakowało mi też białych koszul, eleganckiej sukienki i pośpiechu, że już czas jechać do drugich dziadków na obiad, a tu jeszcze jesteśmy w trakcie śniadania i odwrotnie. 



Slow life, czyli w swoim własnym tempie

Te święta były naprawdę spokojne i na naszych zasadach. W sobotę, gdy dzieci poszły spać szybko przygotowałam proste i ulubione danie moich trzech mężczyzn na obiad, wege kotlety, upiekłam bułeczki na śniadanie i zrobiłam zaledwie 4 jajka faszerowane. Rano bez pośpiechu usiedliśmy w piżamach do stołu przykrytego białym obrusem. Wypiliśmy z mężem ulubioną kawę z kawiarki, zjedliśmy jajka w koszulce z awokado i próbowaliśmy wytłumaczyć chłopcom dlaczego mówi się, że jajko jest w koszulce. Dzień upłynął nam na czytaniu książek, zabawach, rozmowach i oglądaniu bajek. A wieczorem, gdy dzieci już spały razem z mężem zrobiliśmy brownie w normalnej wersji, a nie fit. Otworzyliśmy wino, włączyliśmy naprawdę dobrą komedię, a później zjadaliśmy gorące ciasta czekoladowe z lodami waniliowymi. Totalna rozpusta i beztroskie chwile. 

W poniedziałek wstaliśmy o nieprzyzwoitej jak na święta godzinie, zjedliśmy już normalne "nieświąteczne" śniadanie i... robiliśmy dokładnie to, co dzień wcześniej. I choć dzieci tego dnia miały trochę gorsze humory, to i tak było naprawdę dobrze. Na koniec, gdy już spali rozłożyłam matę, żeby spalić choć trochę brownie i usiadłam, żeby napisać ten tekst.


Bądź bliżej siebie

Spędziliśmy te święta po swojemu. Nie ubieraliśmy się w eleganckie ubrania, bo jest Wielkanoc, tylko postawiliśmy na wygodę. Robiliśmy to, na co mieliśmy ochotę i w swoim własnym tempie. Nie czułam się spięta, zmęczona czy przejedzona (może poza brownie) jak to zazwyczaj bywało w poprzednich latach. To były pierwsze święta, jakie spędziliśmy w naszym domu i za to też jestem wdzięczna. Cieszę się, że ominęło nas tym razem kilkudniowe ustalanie na którą godzinę i którego dni powinniśmy iść na śniadanie, obiad i kolację do bliskich. Ominęło nas też ustalanie menu i podział, kto ma jakie dania przygotować. Naprawdę zupełnie nie brakowało mi tych ustaleń, które niekiedy wiązały się ze stresem, napięciem. Dla mnie to też cenna lekcja, by w kolejnych latach spróbować spędzać i organizować świąteczne dni z rodziną inaczej niż poprzednio. By być bliżej siebie. A z naszymi rodzinami już umawiamy się na wspólne weekendy, pierwsze grillowanie na tarasach, spacery po lesie i późne śniadania, które zahaczają o porę obiadową. Już niedługo nadrobimy zaległości, a dzisiaj czuję wdzięczność za te dwa dni.

Podziel się tym tekstem na:

2 komentarze

  1. Warto szukać pozytywów w tej niecodziennej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, zdecydowanie szukanie pozytywów pomaga przetrwać różne niecodzienne i trudne sytuacje w życiu.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń