Jak polubić rutynę?

Znasz to uczucie zniechęcenia, gdy odnosisz wrażenie, że każdy dzień wygląda dokładnie tak samo? Gdy w Twoim życiu nic się nie zmienia i czujesz, że nie wykorzystujesz w pełni danego Tobie czasu? A gdyby tak spróbować to zmienić i to bez konieczności porzucania wszystkiego i wyprowadzania się na koniec kraju lub wyruszenia w roczną podróż?



Znam co najmniej kilka osób, które czasami czują się zniechęcone lub mają wrażenie, że utknęły w jakimś punkcie swojego życia. Każdy dzień wygląda tak samo i tak mijają tygodnie, a czasami miesiące. Codziennie ten sam powtarzany schemat - pośpiech rano, bo trzeba dzieci przygotować i odprowadzić do przedszkola/szkoły, później biegiem do pracy, a po kilku godzinach znowu biegiem do domu, a jeszcze po drodze zakupy/odebranie dzieci. W domu pranie, gotowanie, sprzątanie, czas poświęcony dzieciom, partnerowi i... koniec dnia. Następnego scenariusz powtarza się. Łatwo wówczas popaść w zniechęcenie, a może i depresję. Zwłaszcza, gdy zewsząd docierają do nas historie o osobach, które porzuciły taki model życia i w końcu czują się szczęśliwe. Podróżują, mieszkają na południu Polski w domu z widokiem na góry, porzucili karierę prawnika i zostali przewodnikiem górskim lub instruktorką jogi... Mogłabym wymienić znacznie więcej takich przykładów. Niejednokrotnie czytałam takie historie i przyznam, że bardzo je lubię. Napawają optymizmem i dają nadzieję, by opuścić bezpieczną przystań i ruszyć w pogoń za marzeniami. Dobrze jest jednak pamiętać, by mieć przemyślany i dobrze opracowany plan przed przeprowadzeniem takiej życiowej rewolucji.


O ile kupienie chatki w Bieszczadach i diametralna zmiana dotychczasowego stylu życia mogą wydawać się szaleństwem, to polubienie rutyny wydaje się banalnie proste, aczkolwiek trzeba trochę wysiłku i chęci, by tego dokonać. 

Jak polubić poranki?

Zacznijmy jednak od początku - jak wygląda Twój poranek? W pośpiechu wstajesz z łóżka, odhaczasz poranną toaletę, w biegu prasujesz ubranie do pracy... na śniadanie nie starcza już czasu. A gdyby tak zrezygnować z drzemki po dzwonku budzika i wstać trochę wcześniej? Spokojnie przeciągnąć się, wykonać kilka skłonów, później zjeść ulubione śniadanie i napić się kawy w domu spoglądając przez okno na budzące się miasto? Później przygotować się do wyjścia z domu i założyć ubranie uprasowane dzień (a może kilka dni) wcześniej. Bez pośpiechu. Bez gonitwy i uczucia strachu, że o czymś zapomnieliśmy. Brzmi jak idealistyczna wizja nie do zrealizowania? Niekoniecznie.

Dawniej także myślałam, że poranki muszą oznaczać pośpiech, chaos i nerwy. Później zmieniłam nastawienie. Starałam się wcześniej przygotować to, co mogłam. Starałam się nie opóźniać za bardzo momentu wstania z łóżka i nie leżeć w nim z telefonem w ręku przeglądając media społecznościowe. Od jakiegoś czasu pracuję w domu, ale także odprowadzam dzieci do przedszkola (o ile są zdrowe), chodzę rano do piekarni, gdy jeszcze wszyscy śpią i przygotowuję śniadanie. Denerwowałam się wiele razy, dlaczego to ja muszę iść po pieczywo po siódmej rano, parzyć kawę i smażyć jajka. Dopadała mnie frustracja, że każdy poranek wygląda tak samo, aż w końcu polubiłam tą rutynę. Poranny spacer do piekarni (choć krótki) stał się przyjemnością, której obecnie mi brakuje (piekarnia od paru dni jest zamknięta). Lubiłam te krótkie pogawędki z Panią, która pakowała mi świeże croissainty do szmacianej torby. Spodobały mi się te spokojne chwile w naszym mieszkaniu, gdy wszyscy jeszcze spali i panowała cisza oraz porządek. Polubiłam parzenie porannej kawy w kawiarce i picie jej z porcelanowej filiżanki, która jeszcze rok temu była przechowywana tylko na specjalne okazje. I wreszcie polubiłam poranki, bo wtedy wszyscy w dobrych nastrojach siadamy całą rodziną do stołu i jemy nasze ulubione śniadania (każdy zazwyczaj inne) i rozmawiamy.


Jak przełamać rutynę?



Kilka lat temu przypadkiem trafiłam na cytat Noela Fieldinga 

"Reality depresses me. I need to find fantasy worlds and escape in them".

Czasami także czuję, że dobija mnie codzienność i powtarzalność czynności i zadań. Zauważyłam, że najlepiej czuję się, gdy coś się dzieje. Gdy uda mi się zrobić choć jedną rzecz inaczej niż dzień wcześniej. Szukam innych rozwiązań i staram się wcielać je w życie, o ile jest to na danym etapie możliwe. Jako mamie bliźniaków, do tego często chorujących, raczej mogę pomarzyć o wszelkich aktywnościach dla mam z dziećmi lub zaprowadzeniu chłopców do sali zabaw, by móc spokojnie posiedzieć w kawiarni. Gdy jesteśmy we trójkę w domu staram się wymyślać nowe zabawy, wyjść do sklepu z chłopcami lub do naszego ogródka, a uwierzcie mi - wszelkie wyprawy z małymi aktywnymi chłopcami nie należą do najłatwiejszych. Poza tym przebywając w domu z dziećmi bardzo łatwo jest popaść w rutynę. Dlatego też staram się szukać dodatkowych zajęć, dzięki którym nie tylko rozwijałabym się, ale też bym nie miała poczucia, że wszystkie dni wyglądają dokładnie tak samo.


Każdego dnia staram się zrobić coś inaczej niż poprzedniego. Jednego dnia biegam, następnego ćwiczę na macie, idę na zajęcia z mojego kursu, pracuję nad blogiem, czytam... To wcale nie jest takie trudne. Wystarczy po prostu zacząć planować sobie najbliższe dni i być przy tym elastycznym, bo często te plany będą ulegać zmianie, zwłaszcza, jeśli jesteśmy rodzicami.

Kilka lat temu w jednej z audycji pani psycholog tłumaczyła słuchaczom, że nawet najprostsza, niewielka zmiana może sprawić, że nasz dzień będzie wyglądał inaczej. Wśród przykładów wymieniła powrót do domu inną drogą, zjedzenie dania, którego nigdy wcześniej nie próbowaliśmy, a w przypadku pracy, która wydaje się monotonna, by spróbować postrzegać pewne wykonywane zadania w kontekście misji zawodowej. Jeśli pracujesz jako psycholog i przytłacza Cię częste słuchanie o problemach, to by spojrzeć na swoją pracę jako na misję pomagania osobom w zmianie swojego nastawienia, a niekiedy życia. Jeśli zaś jesteś nauczycielką lub muzykiem w filharmonii, to może odskocznią i sposobem na przerwanie rutyny będzie prowadzenie korepetycji lub zajęć dla trudnej młodzieży. 

Jak polubić codzienność?

Oprócz tego, że możemy spróbować każdego dnia zrobić coś nowego, wyjść ze strefy komfortu, to możemy także zacząć pracować nad tym, by polubić naszą codzienność. Najpierw warto zastanowić się, co najbardziej lubimy w ciągu naszego dnia. Co daje nam ukojenie i na co czekamy? Być może to wspólny posiłek z bliskimi? A może kilka minut poświęconych na medytację przed snem?


W polubieniu codzienności i trochę oswojeniu rutyny może pomóc także praktykowanie wdzięczności. Dobrze jest zastanowić się, za co jesteśmy naprawdę wdzięczni w naszym życiu. Życiu, które wydaje nam się takie poukładane, a być może nijakie. Może te wieczory spędzane z książką tylko pozornie wyglądają na mało produktywne i nieciekawe? Może to dla nas szansa na naukę czegoś nowego lub przygotowanie się do podróży o której marzymy i na którą oszczędzamy? Dzięki temu, gdy już pojedziemy zwiedzać wymarzony kraj będziemy mogli jeszcze lepiej wykorzystać spędzany w nim czas. 

Praktykowanie wdzięczności ma jeszcze jeden pozytywny aspekt - pomaga dostrzec nam, jak wiele mamy powodów do radości. 

Podziel się tym tekstem na:

2 komentarze

  1. Bo to wszystko zależy od tego, jak podchodzimy do danego dnia. Tak jak piszesz, przełamując codzienną rutynę nagle zyskujemy tak wiele! Nie traktuję jednak rutyny jako coś złego. Wręcz przeciwnie, jest to wyznacznik, sztywna rama w którą należy wpisać wszystkie najważniejsze rzeczy. Zainspirowałaś mnie do wpisu na swoim blogu. I dlatego właśnie tak lubię tu do Ciebie zaglądać!:)
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło i dziękuję za tak fajny komentarz i że odwiedzasz Slow Life Studio:) Fajnie, że te teksty inspirują:) A co do rutyny, to najbardziej doceniam ją po powrotach z podróży i w tych momentach, gdy np. jesteśmy w szpitalu. Rzeczywiście jest tak, że wiele zależy od naszego nastawienia:)

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń