Droga do minimalizmu - idealna na Boże Narodzenie

Jakiś czas temu zaprzyjaźniona Grupa Wydawnicza Helion zaproponowała mi zaprezentowanie na blogu książki na temat minimalizmu. Zagadnienie to jest mi bardzo bliskie i odnoszę wrażenie, że szczególnie ważne w grudniu, gdy nasz konsumpcjonizm przybiera na sile. Długo czekałam z napisaniem kilku zdań o książce "Lean. Droga do minimalizmu", ale zależało mi na tym, by opublikować je właśnie w trakcie Akcji Slow Święta.



Mogłoby wydawać się, że na temat minimalizmu powiedziano i napisano już wszystko. Temat został wyczerpany i nie ma sensu wypełniać rynku kolejnymi publikacjami. To tylko złudzenia. Wystarczy spojrzeć na wypełnione po brzegi koszyki osób stojących przed nami w kolejce w sklepie. Wiele z nas nadal kupuje więcej niż rzeczywiście potrzebuje. Mnie również zdarza się wrócić ze sklepu spożywczego z produktami, których zakup spokojnie mogłabym przełożyć choćby na kolejny tydzień, bo mam tak dużo jedzenia. Cały czas nad tym pracuję, ale z moim konsumpcjonizmem jest zdecydowanie lepiej. Zwłaszcza w grudniu. Cała gorączka zakupów, dni darmowej dostawy, akcje rabatowe i Black Friday nie dotyczą mnie. Jeszcze kilka lat temu czekałam z kupowaniem prezentów do dnia darmowej dostawy i traciłam czas przeglądając asortyment sklepów internetowych. Dzisiaj mam to już za sobą. W tym roku nasze dzieci w domu pod choinką znajdą po jednym prezencie, ale u ich dziadków będzie już inaczej. Pokolenie naszych rodziców cały czas uważa, że Święty Mikołaj powinien przynieść dzieciom dużo prezentów. Nie ma znaczenia to, że dzieciom nie brakuje zabawek, książek, ubrań, jedzenia. Mają wszystko, a to czego najbardziej potrzebują, to poświęcony im czas i przeżycia. Dlatego też sami innym dzieciom najczęściej kupujemy na prezenty zaproszenia, bilety na wydarzenia lub rzeczy, które są im naprawdę potrzebne.

Gdy obserwuję osoby z bliskiego otoczenia często widzę, jak wiele zbędnych rzeczy posiadają, a zamiast pozbywać się ich, przynoszą do domów kolejne. Później spędzają dużo czasu próbując uporządkować swoje mieszkania. Dodatkowy problem pojawia się, gdy kupujemy przedmioty na które nas nie stać dzięki kredytom, pożyczkom. Presja z koniecznością spłacania rat przez kilkanaście, kilkadziesiąt lat często nie pozostaje bez wpływu na relacje w rodzinie i jakość życia. Często są to zakupy, które nie zaspokajają naszych podstawowych potrzeb, ale chcemy dzięki nim poczuć się lepiej.



"Biegnę gdzieś, zupełnie nie wiem po co. Otaczam się przedmiotami. Muszą być coraz lepsze i większe. Cieszę się zawodowym sukcesem i nagradzam się rzeczami. Ledwo ogarniam finanse, bo to wszystko kosztuje mnie prawie tyle, ile zarabiam." 

Tomasz Król


A gdyby tak spróbować wypisać się z trendu bycia ciągle zajętym? Gdyby tak zrezygnować z prezentów (o tym bardzo fajnie napisała Martyna w tekście Przedświąteczna gorączka prezentowa)? Może zamiast stumetrowego mieszkania na kredyt lepsze będzie o połowę mniejsze, ale kupione za pieniądze, które posiadamy? Z podobnymi rozważaniami zmagał się bohater książki Tomasza Króla "Lean. Droga do minimalizmu". Spokojnie, to nie jest typowy poradnik, tylko... fabularyzowana powieść. Jej bohaterem jest Mirek - pracownik ze świetną karierą, mąż i ojciec dwóch córek. Bardzo zapracowany człowiek przytłoczony ogarniającym go nadmiarem. Mirek pewnego dnia stwierdza, że jako rodzina mają za duży dom, za dużo rzeczy, on sam bierze udział w wielu zajęciach, ale np. takich, które nie interesują go tak bardzo lub na udział w nich wraz z dojazdem poświęca za dużo czasu. Z każdym dniem czuje się coraz bardziej zmęczony i niezadowolony z tego, jak wygląda obecnie jego życia. I w końcu postanawia dokonać zmian. Rewolucji lean, którą przeprowadza stopniowo i angażuje w nią swoją rodzinę.

O co chodzi w lean?

Lean management to tzw. odchudzone zarządzanie, które wprowadza coraz więcej firm. Polega ono przede wszystkim na minimalizowaniu i eliminowaniu strat. Marnotrawienie, zarówno w firmach czy w życiu prywatnym, warto wykluczać. Naszym celem powinno być jak najlepsze wykorzystanie tego, co posiadamy. Powinniśmy unikać niegospodarności, rozrzutności i nieproduktywności, które są po prostu nieekonomiczne. 


"Najgorszym przejawem marnotrawstwa jest świadome trwonienie zasobów, czy wręcz narażanie na straty."

Tomasz Król



Za kolebkę metody lean uznaje się Japonię, która po II wojnie światowej uczyła się od Amerykanów co zrobić, by rozkręcić gospodarkę. Z czasem Japończycy postawili na jakość przy zachowaniu niskich kosztów produkcji stając się przykładem dla innych włącznie z Taichii Ohno, którego mianuje się prekursorem lean. Ruchu, którego celem jest ciągłe usprawnianie, jak również unikanie marnotrawstwa i wszystkiego, co nie służy dostarczaniu wartości. Mogłoby wydawać się, że metoda ta jest dobra dla firm, ale niekoniecznie dla rodzin. Jednak czy my także nie funkcjonujemy jak małe przedsiębiorstwa? Przecież zarządzamy określonym budżetem, musimy planować wydatki, dbać o wpływu do tego budżetu, organizować życie rodzinne, swój czas... Dlaczego mielibyśmy nie skorzystać  z idei lean, która od lat sprawdza się? 

Jeśli nadal macie wątpliwości, czy ta metoda sprawdza się w życiu rodzinnym, to zachęcam Was do przeczytania książki "Lean. Droga do minimalizmu". Na przykładzie Mirka można zobaczyć, jak wprowadzenie zarządzania w domu korzystnie wpływa na życie jego mieszkańców. Mirek zrezygnował z wielkiego domu na rzecz malutkiego mieszkania, w którym razem z rodziną trzymali tylko te rzeczy, które były im naprawdę potrzebne. Pozostałe spakowali w kartony i umieścili w wynajętym garażu. Mieszkanie w wynajętej kawalerce przez trzy miesiące było dla nich swego rodzaju testem. Chcieli przekonać się, czego tak naprawdę chcą i czego potrzebują. Okazało się, że ponad stumetrowy dom nie jest dla nich, więc sprzedali go. Kupili mieszkanie, na które ich było stać (nie była to kawalerka), a za resztę pieniędzy zaczęli w końcu podróżować, o czym od dawna marzyli. A rzeczy z garażu? Większość oddali lub sprzedali. 

To tylko jeden z przykładów, ale w tej książce jest ich znacznie więcej. Jak chociażby o zajęciach dodatkowych. Mirek raz w tygodniu jechał do klubu na jam session, gdzie grał z kolegami. Dojazd zajmował mu dużo czasu, a jego postępy w graniu nie były zadowalające. Postanowił zrezygnować z wizyt w klubie, a zamiast tego zaczął grać codziennie w domu. Dzięki regularnej praktyce szybko zauważył progres. 


"Nie ma rzeczy bardziej odpowiedzialnej niż mieszkanie na najmniejszej możliwej przestrzeni"

Frank Mascia


Wprowadzanie zmian w życiu to nieustanny proces. Nie da się pozbyć z domu wszystkich niepotrzebnych rzeczy w ciągu jednego dnia i od razu mianować się minimalistą. Każde kolejne nasze działania powinny być spójne z zasadami tej idei, a dzięki strategiom zgodnym z lean znacznie łatwiejsze. Jeśli czujecie się zmęczeni nadmiarem, to zachęcam Was do poznania historii Mirka i zasad, dzięki którym uporządkował swoje życie. Rewolucja, którą przeprowadził poprawiła jakość życia jego oraz całej rodziny. 



Wpis powstał we współpracy z Grupą Wydawniczą Helion


Podziel się tym tekstem na:

5 komentarze

  1. Warto wprowadzać zmiany. Mnie minimalizm jest jedynie obcy w kwestii książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, w kwestii książek mnie też trudno być minimalistką.

      Usuń
  2. Black Friday nie robię na mnie żadnego wrażenia ale w tym roku kupiłam moje ulubione kosmetyki w wersji -50%, także warto było :) Ot tak przez przypadek podczas wizyty w Naturze :) Ogólnie nie lubię zapasów i marnotrawstwa i na co dzień podchodzę z szacunkiem do natury i tego co nam daje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Black Friday nie jest taki zły, jeśli chcemy kupić coś, czego rzeczywiście potrzebujemy:) Gorzej, gdy kupujemy tylko dlatego, że była okazja. Cieszę się, że mamy podobne podejście do marnotrawstwa.

      Pozdrawiam serdecznie,
      Agnieszka

      Usuń
  3. Całkowitą minimalistką nie jestem, ale konsumpcjonizm bardzo ograniczyłam. Teraz spokojnie chodzę na zakupy i nie boję się, że kupię coś zbędnego :) tej książki nie znam.

    OdpowiedzUsuń